środa, 8 sierpnia 2018

Tytułem podsumowania.

Od naszej podróży na Kubę minęły prawie dwa miesiące. Tyle czasu zajęło mi kompletowanie notatek i zebranie w całość wspomnień z tego wyjazdu.Głównym powodem braku systematyczności w moim tradycyjnym relacjonowaniu wakacji na blogu były ograniczenia w dostępie do internetu, ale nie tylko.Kuba zawładnęła jakąś częścią mnie w sposób, którego nie da się racjonalnie wytłumaczyć i opisać.Niech to pozostanie kropką nad i. Moją rekomendacją.

Pożegnanie Havany. Dzień czternasty. Powrót.


Nawet ja odnoszę przedziwne wrażenie, że były to bardzo długie wakacje.Może dlatego, że nie zabrałam ze sobą służbowego telefonu?-:) Zrobiłam to chyba po raz pierwszy w życiu, odcięłam się natychmiast i totalnie, wtapiając w kubańską rzeczywistość na tyle, na ile było to możliwe z perspektywy turysty. Ale nie tylko mi było ciężko pożegnać się z Orlaidis, przemiłą właścielką naszej casy, z którą wieczorami rozmawialiśmy o Kubie, jej życiu i planach na przyszłość. Orlaidis mieszkała osiem lat w Amsterdamie i ma bardzo ciekawą perspektywę tego, co dzieje się w jej kraju.





Klimatyczna, kubańska taksówka bez klimatyzacji i z niemówiącym słowa po angielsku kierowcą zawiozła nas na lotnisko. Sporo za wcześnie- check- in uruchomiono dopiero po niemal dwóch godzinach czekania w nieklimatyzowanej hali, z niedziałającym wi-fi.

Po przejściu odprawy, na hali odlotów, wi-fi działa-J Samo lotnisko jest naprawdę słabe, to prawdopodobnie najsłabsze lotnisko, na jakim do tej pory mieliśmy okazję być.
Lot minął bez przygód, choć niecałe dwie godziny na przesiadkę w Amsterdamie okazały się niewystarczające i nasze bagaże nie zdążyły „się przesiąść”- ostatecznie do Poznania przyjechaliśmy więc bez nich, ale cały proces zgłaszania ich braku zajął nam bliski dwie dodatkowe godziny, co w przypadku jet legu i podróży autem, było dość uciążliwe. Najbardziej ucierpiała Zosia, bo następnego dnia bladym świtem wyjeżdżała już na Openera- była zmuszona zakupić parę rzeczy( bielizna osobista i kosmetyki)- ich zakup został w 100% zwrócony w ramach reklamacji, którą złożyłam w KLM( bagaże dotarły do nas po dwóch dniach)

Havana. La Habana Vieja. Vedado. Najpiękniejsza rudera świata. Kulinarna rewolucja.Dzień dwunasty i trzynasty.


Z czym kojarzy Wam się Havana? Mnie przed wyjazdem kojarzyła się ostatnio głównie z wpadającym w ucho, sympatycznym singlem niejakiej Camili Cabello, pięknej kubańsko-amerykańskiej wokalistki.

„Havana ooh-na-na; Half of my heart is in Havana , ooh-na-na” ( ponoć nr 2 na prywatnej liście Baraca Obamy-:)
Havana to napiękniejsza rudera świata- inaczej nie da się tego ująć.Magia tego miasta dopada cię od razu, bez ostrzeżenia i przygotowania. Spacerujesz wąskimi uliczkami tego największego na Kubie miasta ( 2,5 mln mieszkańców) i nie możesz nadziwić się tej przedziwnej mieszaninie tętniącego życia, a przy tym dziwnego braku stresu, widoku zrujnowanych budynków, zdumiewających kolorów amerykańskich aut z lat 50 XXw. przetaczających się ulicami. Każdy budynek zdaje się opowiadać swoją własną historię, którą masz niesamowitą ochotę odkryć a przecież jesteś tu tylko przez chwilę, dzień, dwa, trzy- wiesz, że za krótko i już wyobrażasz sobie, że kiedyś tu wrócisz.








Zaczynam rozumieć zachwyt i nostalgię Agnieszki Budy-Rodriquez, której książkę „Kuba daleka piękna wyspa” kończyłam czytać jeszcze w samolocie ( bardzo polecam!)

Żadne inne kubańskie miasto nie wzbudziło we mnie takich uczuć- doceniam każde z nich i cieszę się, że miałam okazję je zobaczyć, ale jestem prawie pewna, że nigdy tam nie wrócę ( chyba, że na Kubę przeprowadzi się Magda z Javierem-:)

Inaczej jest z Havaną. Jeśli tylko kiedyś dane mi będzie wybrać się w tą część świata, np. do Maiami czy Meksyku, zrobię wszystko by tu wrócić. Niestety za daleko by „wyskoczyć” z Polski na przedłużony weekend...

Serce Starej Havany to wspaniałe place, które od 1982r, odkąd La Habana Vieja została wpisana na listę UNESCO są systematycznie restaurowane i w dużej mierze odzyskały już dawny blask.

Najbardziej znanym jest Plaza de la Catedral z przepiękną katedrą Catedral de San Cristobal. Fasada w stylu baroku kubańskiego i asymetryczne wieże zdobią tą klasyczną katedrę, samo wnętrze jest proste i surowe.
Pod masywnymi, kamiennymi filarami wokół placu, które dają przyjemny cień toczy się zwykłe- niezywkłe życie, pełne kolorów i muzyki.
















Przy Plaza de Armas, najstarszym placu Havany( 1519r.) urzędowali kiedyś hiszpańcy gubernatorzy, amerykańcy okupanci a później pierwsi prezydenci Kuby. Przy wejściu jeden z odcinków chodnika nie jest wybrukowany ,ale zbudowany z drewnianych desek- kazał je położyć jeden z ówczesnych gubernatorów, by turkot przejeżdżajacych wozów nie budził go ze snu.W obronie przed piratami wzniesiono potężny Castillo de la Real Fuerza ( Zamek Wojsk Królewskich) ze słynną La Giraldillą ( ruchomą figurą z brązu- wiatrowskazem, który stał się symbolem Havany)









Przy przepięknym Plaza Vieja dawniej zamieszkiwały najbogatsze kubańskie rodziny. Obecnie mieści się tu Planetarium i szereg sympatycznych knajpek, w tym słynna Cafe el Escorial, gdzie można nie tylko wypić, ale i zakupić świeżo mieloną, pyszną kawę. Najlepsza kubańska odmiana nazywa się Cubita













Po Starej Havanie można włóczyć się zupełnie bez celu, choćby w kółko przechodząc  roztańczoną Calle Obispo- odnowiony, ruchliwy deptak pełen galerii, sklepów,barów i restauracji. Przy Obispo i innych wąskich uliczkach Starej Havany toczy się gwarne życie, z każdej niemal  knajpki słychać kubańską muzykę na żywo, wszystko miesza się i wibruje w gorącym powietrzu.





















Podejrzewam, że punktem obowiązkowym większości turystów staje się tropienie Ernesta Hemingwaya, w każdym bądź razie nas jego ślady prowadzą  do słynnych barów- El Floridita  i La Bodeguita del Medio- Hemingway miał wypowiedziec słynne zdanie: „Mojito pijam w La Bodeguita, na daiquiri chadzam do Floridity”. Cóż, taka jest specyfika pierwszego razu- trzeba wypić drogiego drinka w najsłynniejszych barach świata, nawet jeśli tuż za rogiem czekają fajniejsze lokale z dużo lepszymi drinkami za połowę ceny.












Śladami Hemingwaya trafiamy również do hotelu Ambos Mundos ( co znaczy „obydwa światy”), gdzie słynny pisarz mieszkał wielokrotnie podczas swoich licznych pobytów na Kubie.Na dachu hotelu znajduje się przyjemny taras z widokiem na Plaza de Armas – piękny widok, ale drinki bardzo przeciętne.






Naprawdę świetne koktaile serwują w hipsterskim El Chanchullero  ( pomiędzy Bernaza & Christo; www.el-chanchullero.com)  Wejście z  niepozornego placu, na którym bawią się dzieci, surfują inernauci, odbywają się szachowe rozgrywki na świeżym powietrzu.
Bilboard przed wejściem informuje : „Aqui jamas estuvo Hemingway” ( tu nigdy nie było Hemingwaya). Lokal czynny jest od godziny pierwszej do północy i mieści się na paru piętrach kolonialnego budynku. Najprzyjemniej jest na samej górze, gdzie znajdują się również kanapy i łóżko szefa, gdzie można się wygodnie wyciągnąć sącząc jeden z klasycznych koktajli: Mojito, Daiquiri, Cuba Libre, choć najlepszy jest tu firmowy Coctel Chancullero (ciemny rum z limonką i miodem). Podają tu także smaczne tapas i proste dania ,kuchnia kubańska z zacięciem brazylijskim. Jest tu tak sympatycznie, że łamiemy zasadę odwiedzania i testowania nowych miejsc i spędzamy w El Chanchullero dwa przyjemne wieczory sącząc drinki i paląc kubańskie cygara w towarzystwie sympatycznego kota, którego Zuza nazywa „Havaną”.Trafiliśmy do El Chanchullero z polecania Kasi i Pawła a ich zabrał tu mieszkający na stałe w Havanie Polak kubańskiego pochodzenia. My również bardzo polecamy!





















Jeśli jesteśmy już w klimacie polecania kulinarnych miejscówek to pewnie jest to najlepsze miejsce na nieco dłuższy wywód. Jeśli byliście już na Kubie to wiecie, że doznania kulinarne nie są najmocniejszą stroną tego kraju i na tym tle Havana wypada naprawdę wyśmienicie- wszystko wskazuje na to, że dotarła tu kulinarna rewolucja! Uzbrojeni w rekomendacje Pawła i Kasi, które częściowo pokrywały się ze zdaniem Orlaidis- właścielki naszej casy a częściowo z rekomendacjami przewodnika Lonely Planet- jadaliśmy w Havanie naprawdę wyśmienicie za bardzo przyzwoite pieniądze, dlatego chcę by na tym blogu pozostał po tym namacalny ślad-J

Absolutnym hitem jest niewielka restauracyjka -zlokalizowana w Starej Havanie, niedaleko Plaza de la Catedral ( Callejon del Chorro). Nazywa się Dona Eutimia i jest jedną z tych prywatnych „paladar”, w których właścicielka wita gości i osobiście poleca danie dnia. Dzięki rekomendacji Lonely Planet są to głównie Amerykanie i Kanadyjczycy. Co ciekawe- restauracja ma typową dla krajów europejskich sjestę- obiadokolację serwuje dopiero po 18.00 i nawet teraz, gdy w Havanie nie ma zbyt wielu turystów, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja. Wygląda to dość zabawnie, bo wszystkie zlokalizowane obok knajpki świecą pustkami a do Dony Eutimii przed 18.00 ustawia się kolejka, z której część nieposiadająca rezerwacji odchodzi z kwitkiem.






Ja osobiście akceptuję i wybaczam wszelkie niedogodności, gdyż jedzenie tutaj jest absolutnie najlepszym, jakie mieliśmy okazję skosztować podczas naszej kubańskiej podróży. Nie jest to niestety raj dla wegetarian, ale taka jest cała Kuba- bardzo brakuje tu zwykłych warzyw, jedyne, na co można liczyć to biała kapusta, czasem parę plastrów ogórka, rzadko pomidora- czyż nie przypomina to naszych czasów komuny? Pozostaje nieśmiertelny congris- ryż z czerwoną fasolą i pizza z serem. Śniadania są bardziej wege- zawsze talerz owoców, pieczywo i jajka serwowane na różne sposoby ( jajecznica, sadzone, omlet), czasem dżem ( taki krojony „plaster” marmolady). Do tego świeży sok, zwykle z mango i przepyszna, aromatyczna kawa. Brzmi nieźle i smakuje wybornie przez pierwszy tydzień, ale uwierzcie, że nawet jajka mogą się przejeść.

W Dona Eutimia próbujemy mi.in. kultowego, kubańskiego „picadillo” ( taka inna wersja „ropa vieja”, tylko z rodzynkami i oliwkami) oraz fenomenalnego, faszerowanego krewetkami awokado.Zdaję sobie sprawę, że moje zdjęcia są wyjątkowo słabe i nie oddają naprawdę świetnego smaku wszystkich zjedzonych tu potraw.










Dwie pozostałe rekomendacje dotyczą dzielnicy, w której mieszkamy: Habana Centro.

Do Los Nardos ( Paseo de Marti  No 563) trochę ciężko jest trafić, bo pod tym adresem znajduje się kilka innych knajp, których kelnerzy starają się w kulturalny sposób Cię „przechwycić”po drodze- nie zatrzymujcie się i kierujcie na górę budynku. Ponoć w sezonie przed wejściem ustawiają się kolejki, my weszliśmy bez problemu, ale faktycznie restauracja wyglądała na pełną- na tyle, na ile dało się to zaobserwować w panującym półmroku. Dla mnie ten półmrok i zbyt mocno działająca klimatyzacja stanowiły jedyny minus. Jedzenie naprawdę dobre, olbrzymie porcje, duży wybór owoców morza i ryb ( także w całości, co jest tu raczej nietypowe- zwykle serwowowane są filety), całkiem niezłe wino a wszystko w niezwykle przystępnych cenach- to ulubiona restauracja właścicielki naszej casy. Zdjęć brak, wieć musicie uwierzyć mi na słowo-:)


Kasia i Paweł polecili nam chińską Flor de Loto ( Salud No 303; pomiędzy Gervasio i Escobar)- bardzo blisko naszej casy. Uważana jest na najlepszą chińską restaurację Havany o czym mają świadczyć ponoć ustawiające się przed wejściem kolejki, których osobiście nie doświadczyliśmy, choć faktycznie restauracja była pełna. Dania smażone w cieście zbyt tłuste, ale np. krewetki z grilla całkiem niezłe, olbrzymi wybór, ogromne porcje i naprawdę tanio- myślę, że głównie to gwarantuje temu miejscu tak dużą popularność oraz oczywiście  baza porównawcza-J



















Cóż, mimo, że w skali kraju Havana tak bardzo wyróżnia się na plus, to jednak kulinaria nie są tym, co może przyciągnąć do tego kraju. No, chyba że rum w jego wszelkich odmianach, o których najwięcej można się dowiedzieć w Museo del Ron ( www.havanaclubfoundation.com; zwiedzanie tylko z przewodnikiem, 7 CUC). Naprawdę fajnie jest to wszystko zorganizowane, można obejrzeć oryginalną aparaturę do produkcji rumu, film obrazujący początki uprawy trzciny cukrowej na Kubie i niezwykły model ingenio- XIX-wiecznej hacjendy cukrowej, przez którą przejeżdża posapująca kolejka. Zwiedzanie kończy się degustacją 7- letniego rumu Havana Club. Warto!















Z dala od historycznego centrum Habana Vieja, bliżej Centro Habana znajduje się dzielnica Vedado- słynna głównie z powodu największego na Kubie placu- Plaza de la Revolution, z olbrzymim posągiem Jose Martiego ( 17 m wysokości!) i wielkim reliefem głowy Che Guevary na ścianie jednego z budynków zlokalizowanych wokół placu.




Plac oglądamy jedynie z okien taksówki, umęczeni wcześniejszą długą wędrówką po Vadado, prowadzącą aż do słynnego Cementrio Colon ( taki kubański Pere Lachaise)- ponad 15 km piechotą zrobionych w tym upale pozbawia nas zupełnie sił. Wille w Vedado pozwalają wyobrazić sobie jak dawniej wyglądała Havana- nawet teraz, zniszczone i zaniedbane, nadal zachwycają. Park, w którym na ławce można usiąść obok Johna Lenona nie zapewnił dziś ochłody.