środa, 8 sierpnia 2018

Havana. La Habana Vieja. Vedado. Najpiękniejsza rudera świata. Kulinarna rewolucja.Dzień dwunasty i trzynasty.


Z czym kojarzy Wam się Havana? Mnie przed wyjazdem kojarzyła się ostatnio głównie z wpadającym w ucho, sympatycznym singlem niejakiej Camili Cabello, pięknej kubańsko-amerykańskiej wokalistki.

„Havana ooh-na-na; Half of my heart is in Havana , ooh-na-na” ( ponoć nr 2 na prywatnej liście Baraca Obamy-:)
Havana to napiękniejsza rudera świata- inaczej nie da się tego ująć.Magia tego miasta dopada cię od razu, bez ostrzeżenia i przygotowania. Spacerujesz wąskimi uliczkami tego największego na Kubie miasta ( 2,5 mln mieszkańców) i nie możesz nadziwić się tej przedziwnej mieszaninie tętniącego życia, a przy tym dziwnego braku stresu, widoku zrujnowanych budynków, zdumiewających kolorów amerykańskich aut z lat 50 XXw. przetaczających się ulicami. Każdy budynek zdaje się opowiadać swoją własną historię, którą masz niesamowitą ochotę odkryć a przecież jesteś tu tylko przez chwilę, dzień, dwa, trzy- wiesz, że za krótko i już wyobrażasz sobie, że kiedyś tu wrócisz.








Zaczynam rozumieć zachwyt i nostalgię Agnieszki Budy-Rodriquez, której książkę „Kuba daleka piękna wyspa” kończyłam czytać jeszcze w samolocie ( bardzo polecam!)

Żadne inne kubańskie miasto nie wzbudziło we mnie takich uczuć- doceniam każde z nich i cieszę się, że miałam okazję je zobaczyć, ale jestem prawie pewna, że nigdy tam nie wrócę ( chyba, że na Kubę przeprowadzi się Magda z Javierem-:)

Inaczej jest z Havaną. Jeśli tylko kiedyś dane mi będzie wybrać się w tą część świata, np. do Maiami czy Meksyku, zrobię wszystko by tu wrócić. Niestety za daleko by „wyskoczyć” z Polski na przedłużony weekend...

Serce Starej Havany to wspaniałe place, które od 1982r, odkąd La Habana Vieja została wpisana na listę UNESCO są systematycznie restaurowane i w dużej mierze odzyskały już dawny blask.

Najbardziej znanym jest Plaza de la Catedral z przepiękną katedrą Catedral de San Cristobal. Fasada w stylu baroku kubańskiego i asymetryczne wieże zdobią tą klasyczną katedrę, samo wnętrze jest proste i surowe.
Pod masywnymi, kamiennymi filarami wokół placu, które dają przyjemny cień toczy się zwykłe- niezywkłe życie, pełne kolorów i muzyki.
















Przy Plaza de Armas, najstarszym placu Havany( 1519r.) urzędowali kiedyś hiszpańcy gubernatorzy, amerykańcy okupanci a później pierwsi prezydenci Kuby. Przy wejściu jeden z odcinków chodnika nie jest wybrukowany ,ale zbudowany z drewnianych desek- kazał je położyć jeden z ówczesnych gubernatorów, by turkot przejeżdżajacych wozów nie budził go ze snu.W obronie przed piratami wzniesiono potężny Castillo de la Real Fuerza ( Zamek Wojsk Królewskich) ze słynną La Giraldillą ( ruchomą figurą z brązu- wiatrowskazem, który stał się symbolem Havany)









Przy przepięknym Plaza Vieja dawniej zamieszkiwały najbogatsze kubańskie rodziny. Obecnie mieści się tu Planetarium i szereg sympatycznych knajpek, w tym słynna Cafe el Escorial, gdzie można nie tylko wypić, ale i zakupić świeżo mieloną, pyszną kawę. Najlepsza kubańska odmiana nazywa się Cubita













Po Starej Havanie można włóczyć się zupełnie bez celu, choćby w kółko przechodząc  roztańczoną Calle Obispo- odnowiony, ruchliwy deptak pełen galerii, sklepów,barów i restauracji. Przy Obispo i innych wąskich uliczkach Starej Havany toczy się gwarne życie, z każdej niemal  knajpki słychać kubańską muzykę na żywo, wszystko miesza się i wibruje w gorącym powietrzu.





















Podejrzewam, że punktem obowiązkowym większości turystów staje się tropienie Ernesta Hemingwaya, w każdym bądź razie nas jego ślady prowadzą  do słynnych barów- El Floridita  i La Bodeguita del Medio- Hemingway miał wypowiedziec słynne zdanie: „Mojito pijam w La Bodeguita, na daiquiri chadzam do Floridity”. Cóż, taka jest specyfika pierwszego razu- trzeba wypić drogiego drinka w najsłynniejszych barach świata, nawet jeśli tuż za rogiem czekają fajniejsze lokale z dużo lepszymi drinkami za połowę ceny.












Śladami Hemingwaya trafiamy również do hotelu Ambos Mundos ( co znaczy „obydwa światy”), gdzie słynny pisarz mieszkał wielokrotnie podczas swoich licznych pobytów na Kubie.Na dachu hotelu znajduje się przyjemny taras z widokiem na Plaza de Armas – piękny widok, ale drinki bardzo przeciętne.






Naprawdę świetne koktaile serwują w hipsterskim El Chanchullero  ( pomiędzy Bernaza & Christo; www.el-chanchullero.com)  Wejście z  niepozornego placu, na którym bawią się dzieci, surfują inernauci, odbywają się szachowe rozgrywki na świeżym powietrzu.
Bilboard przed wejściem informuje : „Aqui jamas estuvo Hemingway” ( tu nigdy nie było Hemingwaya). Lokal czynny jest od godziny pierwszej do północy i mieści się na paru piętrach kolonialnego budynku. Najprzyjemniej jest na samej górze, gdzie znajdują się również kanapy i łóżko szefa, gdzie można się wygodnie wyciągnąć sącząc jeden z klasycznych koktajli: Mojito, Daiquiri, Cuba Libre, choć najlepszy jest tu firmowy Coctel Chancullero (ciemny rum z limonką i miodem). Podają tu także smaczne tapas i proste dania ,kuchnia kubańska z zacięciem brazylijskim. Jest tu tak sympatycznie, że łamiemy zasadę odwiedzania i testowania nowych miejsc i spędzamy w El Chanchullero dwa przyjemne wieczory sącząc drinki i paląc kubańskie cygara w towarzystwie sympatycznego kota, którego Zuza nazywa „Havaną”.Trafiliśmy do El Chanchullero z polecania Kasi i Pawła a ich zabrał tu mieszkający na stałe w Havanie Polak kubańskiego pochodzenia. My również bardzo polecamy!





















Jeśli jesteśmy już w klimacie polecania kulinarnych miejscówek to pewnie jest to najlepsze miejsce na nieco dłuższy wywód. Jeśli byliście już na Kubie to wiecie, że doznania kulinarne nie są najmocniejszą stroną tego kraju i na tym tle Havana wypada naprawdę wyśmienicie- wszystko wskazuje na to, że dotarła tu kulinarna rewolucja! Uzbrojeni w rekomendacje Pawła i Kasi, które częściowo pokrywały się ze zdaniem Orlaidis- właścielki naszej casy a częściowo z rekomendacjami przewodnika Lonely Planet- jadaliśmy w Havanie naprawdę wyśmienicie za bardzo przyzwoite pieniądze, dlatego chcę by na tym blogu pozostał po tym namacalny ślad-J

Absolutnym hitem jest niewielka restauracyjka -zlokalizowana w Starej Havanie, niedaleko Plaza de la Catedral ( Callejon del Chorro). Nazywa się Dona Eutimia i jest jedną z tych prywatnych „paladar”, w których właścicielka wita gości i osobiście poleca danie dnia. Dzięki rekomendacji Lonely Planet są to głównie Amerykanie i Kanadyjczycy. Co ciekawe- restauracja ma typową dla krajów europejskich sjestę- obiadokolację serwuje dopiero po 18.00 i nawet teraz, gdy w Havanie nie ma zbyt wielu turystów, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja. Wygląda to dość zabawnie, bo wszystkie zlokalizowane obok knajpki świecą pustkami a do Dony Eutimii przed 18.00 ustawia się kolejka, z której część nieposiadająca rezerwacji odchodzi z kwitkiem.






Ja osobiście akceptuję i wybaczam wszelkie niedogodności, gdyż jedzenie tutaj jest absolutnie najlepszym, jakie mieliśmy okazję skosztować podczas naszej kubańskiej podróży. Nie jest to niestety raj dla wegetarian, ale taka jest cała Kuba- bardzo brakuje tu zwykłych warzyw, jedyne, na co można liczyć to biała kapusta, czasem parę plastrów ogórka, rzadko pomidora- czyż nie przypomina to naszych czasów komuny? Pozostaje nieśmiertelny congris- ryż z czerwoną fasolą i pizza z serem. Śniadania są bardziej wege- zawsze talerz owoców, pieczywo i jajka serwowane na różne sposoby ( jajecznica, sadzone, omlet), czasem dżem ( taki krojony „plaster” marmolady). Do tego świeży sok, zwykle z mango i przepyszna, aromatyczna kawa. Brzmi nieźle i smakuje wybornie przez pierwszy tydzień, ale uwierzcie, że nawet jajka mogą się przejeść.

W Dona Eutimia próbujemy mi.in. kultowego, kubańskiego „picadillo” ( taka inna wersja „ropa vieja”, tylko z rodzynkami i oliwkami) oraz fenomenalnego, faszerowanego krewetkami awokado.Zdaję sobie sprawę, że moje zdjęcia są wyjątkowo słabe i nie oddają naprawdę świetnego smaku wszystkich zjedzonych tu potraw.










Dwie pozostałe rekomendacje dotyczą dzielnicy, w której mieszkamy: Habana Centro.

Do Los Nardos ( Paseo de Marti  No 563) trochę ciężko jest trafić, bo pod tym adresem znajduje się kilka innych knajp, których kelnerzy starają się w kulturalny sposób Cię „przechwycić”po drodze- nie zatrzymujcie się i kierujcie na górę budynku. Ponoć w sezonie przed wejściem ustawiają się kolejki, my weszliśmy bez problemu, ale faktycznie restauracja wyglądała na pełną- na tyle, na ile dało się to zaobserwować w panującym półmroku. Dla mnie ten półmrok i zbyt mocno działająca klimatyzacja stanowiły jedyny minus. Jedzenie naprawdę dobre, olbrzymie porcje, duży wybór owoców morza i ryb ( także w całości, co jest tu raczej nietypowe- zwykle serwowowane są filety), całkiem niezłe wino a wszystko w niezwykle przystępnych cenach- to ulubiona restauracja właścicielki naszej casy. Zdjęć brak, wieć musicie uwierzyć mi na słowo-:)


Kasia i Paweł polecili nam chińską Flor de Loto ( Salud No 303; pomiędzy Gervasio i Escobar)- bardzo blisko naszej casy. Uważana jest na najlepszą chińską restaurację Havany o czym mają świadczyć ponoć ustawiające się przed wejściem kolejki, których osobiście nie doświadczyliśmy, choć faktycznie restauracja była pełna. Dania smażone w cieście zbyt tłuste, ale np. krewetki z grilla całkiem niezłe, olbrzymi wybór, ogromne porcje i naprawdę tanio- myślę, że głównie to gwarantuje temu miejscu tak dużą popularność oraz oczywiście  baza porównawcza-J



















Cóż, mimo, że w skali kraju Havana tak bardzo wyróżnia się na plus, to jednak kulinaria nie są tym, co może przyciągnąć do tego kraju. No, chyba że rum w jego wszelkich odmianach, o których najwięcej można się dowiedzieć w Museo del Ron ( www.havanaclubfoundation.com; zwiedzanie tylko z przewodnikiem, 7 CUC). Naprawdę fajnie jest to wszystko zorganizowane, można obejrzeć oryginalną aparaturę do produkcji rumu, film obrazujący początki uprawy trzciny cukrowej na Kubie i niezwykły model ingenio- XIX-wiecznej hacjendy cukrowej, przez którą przejeżdża posapująca kolejka. Zwiedzanie kończy się degustacją 7- letniego rumu Havana Club. Warto!















Z dala od historycznego centrum Habana Vieja, bliżej Centro Habana znajduje się dzielnica Vedado- słynna głównie z powodu największego na Kubie placu- Plaza de la Revolution, z olbrzymim posągiem Jose Martiego ( 17 m wysokości!) i wielkim reliefem głowy Che Guevary na ścianie jednego z budynków zlokalizowanych wokół placu.




Plac oglądamy jedynie z okien taksówki, umęczeni wcześniejszą długą wędrówką po Vadado, prowadzącą aż do słynnego Cementrio Colon ( taki kubański Pere Lachaise)- ponad 15 km piechotą zrobionych w tym upale pozbawia nas zupełnie sił. Wille w Vedado pozwalają wyobrazić sobie jak dawniej wyglądała Havana- nawet teraz, zniszczone i zaniedbane, nadal zachwycają. Park, w którym na ławce można usiąść obok Johna Lenona nie zapewnił dziś ochłody.




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz