Od rana postanawiamy odwiedzić słynną Valle de los Ingenios
czyli Dolinę Hacjend Cukrowych- kolejną perełką docenioną przez UNESCO. Od
Trinidadu dzieli ją zaledwie kilkanaście kilometrów, więc grzechem byłoby tu
nie zajrzeć, szczególnie gdy dysponujemy autem. Inną opcją byłaby przejażdżka
starą koleją parową z 1907r., ale zajęłoby to ponad pół dnia a tyle czasu nie
mamy. Dolina przypomina o złotej erze hacjend cukrowych i czasach, gdy dzięki
plantacjom trzciny tereny te były gospodarczym, najbogatszym centrum Kuby. 5 km
na wschód od Trinidadu warto zatrzymać się przy barze Mirador Loma de Puerto (
drogowskaz z głównej drogi na Mirador, czyli Punkt Widokowy), skąd rozpościera
się naprawdę piękny widok na całą, zieloną dolinę. Na miejscu oferowana jest
atrakcja w postaci tyrolki, ale mimo zainteresowania Zuzi i Zosi, nie godzimy
się na tą przyjemność.
Dosłownie 5 minut drogi dzieli Mierador od Manaca Iznaga-
dawnej plantacji trzciny cukrowej należącej onegdaj do prawdopodobnie najbogatszego
człowieka na Kubie- Pedro Iznaga, który wzbogacił się dzięki pracy niewolników-
pamiątką po tym jest 44 metrowa wieża obok hacjendy, z której kontrolowano
pracę niewolników i olbrzymi dzwon, który oznajmiał przerwę na posiłki. Obecnie
Kubańczycy starają się maksymalnie wykorzystać to miejsce by zarobić kilka
groszy- przy drodze dziadkowie kasują 1 CUC za samozwańcze parkingi, Kubanki
znające nawet parę słów po polsku ( Polonia? Obrus! Ładny obrus!) próbują
sprzedać swoje rękodzieła w postaci pięknie wyszywanych obrusów, serwetek i
bluzek a w samej dawnej hacjendzie mieści się stylowa restauracja i sklep z
pamiątkami.
„Cukier robiony jest z krwi”- jak głosi kubańskie przysłowie
a to miejsce dobitnie o tym przypomina, gdyż niewielu niewolnikom udało się
przeżyć katorżniczą pracę, często po 18 godzin na dobę.
Dalsza część dnia upływa nam na beztroskim
plażowaniu.Zatrzymujemy się na pierwszej plaży Półwyspu Ancon- małej,
niepozornej Playa Maria Aqulier, o której nie przeczytacie w przewodnikach a która tak bardzo odróżnia się na plus od
słynnej Playa Ancon. Jedynym minusem jest brak leżaków, ale mając ręczniki
radzimy sobie pod słomianymi parasolami, zresztą większość czasu i tak spędzamy
w wodzie, która jest tu czysta, zachęcająca i bardzo ciepła.
Na plaży działa
klimatyczny grill- bar ( raczej no- name), gdzie pijemy najlepszą do tej pory
na Kubie Pina Coladę ( dostępna w wersji z lub bez rumu) i jemy absolutnie
najsmaczniejszy lunch w postaci całej, świeżo złowionej ryby ( dotychczas
wszędzie dostępne były tylko filety i ryby raczej rozczarowywały).Nawet
oferowana tutaj pizza jest prawdopodobnie najlepszą, jaką mieliśmy okazję do
tej pory skosztować. Lonely Planet, go for it and write: highly recommended!
Wieczorem El Chef Emilio przygotowuje dla nas kolację na
zamówienie- Maciej i Zosia decydują się na rybę, ja zamawiam langustę a Zuza
słynną „ ropa vieja” ( w dosłownym tłumaczeniu „stara szmata”- rodzaj wołowego
gulaszu).Emilio dorzuca od siebie tradycyjną zupę z czarnej fasoli a na deser
przepyszne czekoladowe lody ( chyba zrobione z użyciem kokosowego mleka) i
mocną, aromatyczną kawę. Bardzo smaczna kolacja podana prawie wg europejskich standardów
( porcje, które niemal daliśmy radę skonsumować, zostawiając jedynie nieco
ryżu). Kropka nad „i „to prawdziwe, hiszpańskie Vino Tinto, które z powodu
wysokiej temperatury nieco uderza nam do głowy.
Teraz jestem już pewna, że śmiało mogę rekomendować tą casę
gdy będziecie w Trinidadzie, mimo że w same miasteczko dysponuje jedną z
najszerszych ofert kulinarnych na Kubie.
Tuż przed snem wybieram się z Maciejem na spacer spokojnymi
uliczkami Trinidadu, by pożegnać to klimatyczne miasteczko. Przez stare kraty
podglądamy przepiękne, kolonialne wnętrza, w większości pełniące role casas
particulares. O tej porze nawet na słynnych schodach przed Casa de la Musica
nie ma tłumów- ciekawe jak wygląda to miejsce w turystycznym sezonie? Niestety
po raz kolejny doświadczamy minusów podróżowania poza sezonem- bardzo polecane
miejsce z rumbą na żywo ( Palenque de los Congos Reales) również świeci
pustkami. Overall, nadal plusy podróżowania przed sezonem przewyższają
minusy-:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz