środa, 1 sierpnia 2018

Trinidad. Valle de los Ingenios. Playa Maria Aqulier. Dzień dziewiąty.



Od rana postanawiamy odwiedzić słynną Valle de los Ingenios czyli Dolinę Hacjend Cukrowych- kolejną perełką docenioną przez UNESCO. Od Trinidadu dzieli ją zaledwie kilkanaście kilometrów, więc grzechem byłoby tu nie zajrzeć, szczególnie gdy dysponujemy autem. Inną opcją byłaby przejażdżka starą koleją parową z 1907r., ale zajęłoby to ponad pół dnia a tyle czasu nie mamy. Dolina przypomina o złotej erze hacjend cukrowych i czasach, gdy dzięki plantacjom trzciny tereny te były gospodarczym, najbogatszym centrum Kuby. 5 km na wschód od Trinidadu warto zatrzymać się przy barze Mirador Loma de Puerto ( drogowskaz z głównej drogi na Mirador, czyli Punkt Widokowy), skąd rozpościera się naprawdę piękny widok na całą, zieloną dolinę. Na miejscu oferowana jest atrakcja w postaci tyrolki, ale mimo zainteresowania Zuzi i Zosi, nie godzimy się na tą przyjemność.








Dosłownie 5 minut drogi dzieli Mierador od Manaca Iznaga- dawnej plantacji trzciny cukrowej należącej onegdaj do prawdopodobnie najbogatszego człowieka na Kubie- Pedro Iznaga, który wzbogacił się dzięki pracy niewolników- pamiątką po tym jest 44 metrowa wieża obok hacjendy, z której kontrolowano pracę niewolników i olbrzymi dzwon, który oznajmiał przerwę na posiłki. Obecnie Kubańczycy starają się maksymalnie wykorzystać to miejsce by zarobić kilka groszy- przy drodze dziadkowie kasują 1 CUC za samozwańcze parkingi, Kubanki znające nawet parę słów po polsku ( Polonia? Obrus! Ładny obrus!) próbują sprzedać swoje rękodzieła w postaci pięknie wyszywanych obrusów, serwetek i bluzek a w samej dawnej hacjendzie mieści się stylowa restauracja i sklep z pamiątkami.
„Cukier robiony jest z krwi”- jak głosi kubańskie przysłowie a to miejsce dobitnie o tym przypomina, gdyż niewielu niewolnikom udało się przeżyć katorżniczą pracę, często po 18 godzin na dobę.









Dalsza część dnia upływa nam na beztroskim plażowaniu.Zatrzymujemy się na pierwszej plaży Półwyspu Ancon- małej, niepozornej Playa Maria Aqulier, o której nie przeczytacie w przewodnikach  a która tak bardzo odróżnia się na plus od słynnej Playa Ancon. Jedynym minusem jest brak leżaków, ale mając ręczniki radzimy sobie pod słomianymi parasolami, zresztą większość czasu i tak spędzamy w wodzie, która jest tu czysta, zachęcająca i bardzo ciepła.





 Na plaży działa klimatyczny grill- bar ( raczej no- name), gdzie pijemy najlepszą do tej pory na Kubie Pina Coladę ( dostępna w wersji z lub bez rumu) i jemy absolutnie najsmaczniejszy lunch w postaci całej, świeżo złowionej ryby ( dotychczas wszędzie dostępne były tylko filety i ryby raczej rozczarowywały).Nawet oferowana tutaj pizza jest prawdopodobnie najlepszą, jaką mieliśmy okazję do tej pory skosztować. Lonely Planet, go for it and write: highly recommended!












Wieczorem El Chef Emilio przygotowuje dla nas kolację na zamówienie- Maciej i Zosia decydują się na rybę, ja zamawiam langustę a Zuza słynną „ ropa vieja” ( w dosłownym tłumaczeniu „stara szmata”- rodzaj wołowego gulaszu).Emilio dorzuca od siebie tradycyjną zupę z czarnej fasoli a na deser przepyszne czekoladowe lody ( chyba zrobione z użyciem kokosowego mleka) i mocną, aromatyczną kawę. Bardzo smaczna kolacja podana prawie wg europejskich standardów ( porcje, które niemal daliśmy radę skonsumować, zostawiając jedynie nieco ryżu). Kropka nad „i „to prawdziwe, hiszpańskie Vino Tinto, które z powodu wysokiej temperatury nieco uderza nam do głowy.
Teraz jestem już pewna, że śmiało mogę rekomendować tą casę gdy będziecie w Trinidadzie, mimo że w same miasteczko dysponuje jedną z najszerszych ofert kulinarnych na Kubie.








Tuż przed snem wybieram się z Maciejem na spacer spokojnymi uliczkami Trinidadu, by pożegnać to klimatyczne miasteczko. Przez stare kraty podglądamy przepiękne, kolonialne wnętrza, w większości pełniące role casas particulares. O tej porze nawet na słynnych schodach przed Casa de la Musica nie ma tłumów- ciekawe jak wygląda to miejsce w turystycznym sezonie? Niestety po raz kolejny doświadczamy minusów podróżowania poza sezonem- bardzo polecane miejsce z rumbą na żywo ( Palenque de los Congos Reales) również świeci pustkami. Overall, nadal plusy podróżowania przed sezonem przewyższają minusy-:)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz